20.07.2009r. Tiszaujvaros -Satu Mare- Sapinta
Przed godziną 9.00 wszyscy są już gotowi do opuszczenia campingu. Jedziemy do granicy Rumuńsko Węgierskiej, w kierunku na Satu Mare. Po drodze zatrzymujemy się przy przydrożnym straganie. Kupujemy kilka kilo brzoskwiń i jednego melona. Krajobraz Niziny Północnej jest bardzo monotonny i wpędza ludzi w depresję, jednak my mieszkańcy Żuław Wiślanych jesteśmy na to odporni.
Na granicy zakupujemy miesięczne winiety. W Satu-Mare mamy pierwszy dłuższy postój na wypłacenie pieniędzy z bankomatu i spacer po centrum miasta. Poszukujemy również hotspota, co udaje się nam stosunkowo szybko. Przez dwie godziny chodzimy po mieście, zaglądamy do kościołów, podziwiamy elewację synagogi. Jesteśmy oczarowani stylem budownictwa oraz zieloną oazą znajdującą się na centralnym placu miasta.
Podczas krótkiego postoju na przełęczy (Pasul Huta 587m n.p.m.) próbuję kupić od Cyganów, zajmujących się zbiórką złomu, starą żeliwną patelnię. Ostatecznie, pomimo zaciętego targowania, do transakcji nie dochodzi. Przypuszczam, że prawdopodobnie chcieli dostać pieniądze nie dając mi patelni.
Dzisiejszy nocleg planujemy w Sapinta. Bez problemów docieramy na miejsce. Pole namiotowe znajdujemy przy nowym pensjonacie, powyżej campingu z holenderskiej listy. Na terenie pensjonatu jest sporo miejsca na rozbicie namiotu oraz fajna altana ze stołami. Przygotowując naszą kolację obserwujemy gospodarza pieczącego nad ogniskiem ziemniaki i drób. Cały proces odbywał się w patelni wypełnionej tłuszczem, która stała nad ogniem. W czasie posiłku zwracamy uwagę na dość nowatorskie podejście do pionu betonowych słupów na budowie następnego pensjonatu. Architekci krzywego domu w Sopocie mogliby się od nich uczyć jak z krzywego zrobić proste. Po kolacji idziemy na wesoły cmentarz. Wracając z cmentarza napotykamy jeszcze jedno pole namiotowe położone na terenie wioski.