Nocleg planujemy w okolicy miejscowości Bicaz.
Droga nad jeziorem dłuży się niemiłosiernie. Zakręt w górę, zakręt w dół, a przed nami nie dająca się wyprzedzić wiekowa dacia prowadzona przez młodego popa. Obok niego siedziała kobieta, prawdopodobnie żona. Po przejechaniu paru kilometrów w takim towarzystwie zacząłem podejrzewać, że istnieje związek celibatu z jakością pojazdów osób duchownych.
Przed zaporą spory camping z drewnianymi domkami campingowymi - brak wolnych miejsc.
Nocleg znajdujemy u podnóża ładnie oświetlonej zapory. Płacimy 40 lei i nocujemy na polu biwakowym, jedyny minus to brak ogrodzenia i wałęsające się psy. Na przeciwległym skraju pola grupa rumuńskiej młodzieży bawi się przy ognisku i lokalnej muzyce. Rozpalamy własne ognisko i słuchamy dochodzącej z oddali muzyki. W obiekcie hotelowym znajdują się łazienki dla gości pod namiotami ( brak pryszniców). W nocy staramy się nie myśleć co się stanie jak zapora runie, pewnie ekspresowo dotarlibyśmy do Morza Czarnego.
Rano obsługa zapory przeprowadza kontrolny upust wody z zapory. Upust poprzedzany był kilkakrotnym ostrzeżeniem przez megafony. Wyglądało to dość ciekawie